niedziela, 29 marca 2015

??

Byłam jakiś czas temu u psychologa.

Teraz staram się powstrzymywać moje emocje. Pracuję nad snem.

Po świętach mam umówioną kolejną wizytę u psychologa, może tym razem uda mi się porozmawiać bez płaczu i nagromadzonych emocji.

Mąż się chyba wystraszył i bardzo się stara, często przytula, chce się całować, ale ja zimna jak lód się zrobiłam, aż mnie to wkurza, że on tak nagle jest taki otwarty.

Najbardziej mnie jednak denerwuje, jak coś "przeskrobie", zwracam mu uwagę, a on usiłuje przytuleniem i buziakami zamknąć sprawę, zamiast wziąć sobie w końcu do serca i do łba, że czasami o przyziemnych sprawach też trzeba myśleć.

Zawsze tak jest, nie ważne czy błahostka czy naprawdę ważna sprawa, to zamiast porozmawiać, przeprosić i zakodować sobie we łbie, że niektórych rzeczy się nie robi, to on nagle uruchamia program "przytulamy i jesteśmy słodcy".

A najlepiej jak mnie obwinia, że się "przyczepiłam" o coś i mu się komputer zawiesił - niby przeze mnie. No k*rwa.

Chyba nie mam już siły na tą całą szopkę. We wtorek wyjeżdżam na 4 dni, w końcu odpocznę...

poniedziałek, 9 marca 2015

Czy można unieważnić ślub mając moje problemy?

Z tym pytaniem budzę się i zasypiam od jakiegoś roku. Chyba w końcu zasięgnę rady w kancelarii parafialnej, czy jak to się tam nazywa. Nie wytrzymam kolejnych lat w "zawieszeniu", wiecznie czekając na coś,co najprawdopodobniej nie nastąpi...

Nie jestem już nawet w stanie rozmawiać z mężem o aktualnej sytuacji. Daję mu tylko do zrozumienia, że ja już nie mam złudzeń.
Ostatnio powiedział mi cytuję:"nie popędzaj mnie w tej sprawie". No kur*a, ale ile ja mogę tak dłużej żyć, czekam już prawie 4 lata...
Powoli dojrzewam do decyzji o rozwodzie, a raczej do unieważnienia tego małżeństwa, bo tego nie można nazwać małżeństwem, my jesteśmy jak współlokatorzy.

Nie chciałabym mu zaszkodzić, ale chciałabym w końcu być szczęśliwa...

Kurczę, zastanawiam się czy w takim przypadku jak mój można unieważnić małżeństwo. Ostatnio poruszyłam ten temat z bardzo wierzącą przyjaciółką, stwierdziła, że mam wszelkie podstawy do unieważnienia małżeństwa, choć mojego męża bardzo lubi, ale mi się nie dziwi.

Bardzo się boję, jak małe dziecko potwora w szafie. Musiałabym zmienić całe swoje dotychczasowe życie. Porzucić wszystko to, co jest mi znane. Szukać szczęścia w innym miejscu, innej pracy, mieszkania, ludzi... Nie lubię zmian, ale tak dłużej też żyć nie mogę.

Innym wciąż powtarzam "zmiany są dobre", a sama boję się podjąć jakąkolwiek decyzję. Ot, kobieta i jej niezdecydowanie.

niedziela, 8 marca 2015

Trudne pytania, jeszcze trudniejsze odpowiedzi

Dziś zadałam bardzo poważne pytanie mojemu mężowi. Mianowicie, odnosiło się ono do terapii małżeńskiej. Brzmiało mniej więcej tak: "powiedz mi, czy jesteś gotowy i czy chcesz, abyśmy poszli na terapię małżeńską. Byśmy mogli pracować nad tym związkiem, choć będzie to się wiązało z trudną pracą dla nas obojga?" Zapytał, a jak ja myślę. Powiedziałam mu, że ja jestem pewna, że chcę walczyć o to małżeństwo, a że od niego oczekuję odpowiedzi "tak lub nie".

Nie potrafił mi odpowiedzieć, poprosił abym zadała mu to pytanie raz jeszcze, ale we środę...

Teraz to ja już sama nie wiem co mam o tym myśleć. Terapia małżeńska ma sens tylko wtedy, gdy obie strony chcą coś zmienić. Nie mam zamiaru nigdzie iść, jeśli on tego nie będzie chciał, a zgodzi się tylko przez wzgląd na mnie. Dam mu czas, by sobie to przemyślał do środy, jeśli odpowiedź będzie brzmiała "nie" to ja już nie będę miała żadnych złudzeń, nadziei i wyrzutów sumienia, że nic nie chciałam z tym zrobić...