czwartek, 1 stycznia 2015

Moje relacje z mężem

Nasze relacje nie są normalne. Jesteśmy bardziej współlokatorami niż rodziną. Jedyne co Nas łączy to mieszkanie i kot.

Nigdy go nie ma wtedy gdy jest mi potrzebny (zmiana koła w samochodzie, wymiana żarówek, skręcenie mebli - nauczyłam się wszystkiego sama, mogę nawet powiedzieć, że jestem hydraulikiem amatorem :P ). Nie chodzi na uroczystości dla mnie ważne (rozdanie dyplomów, koncert mojego chóru itp.).

W domu spędzamy czas osobno, on w salonie, ja w sypiali z kotem i laptopem, lub książką.

Prawie nie rozmawiamy ze sobą, a jeśli już do tego dojdzie to jest to tylko monolog z jego strony, o tym jak praca jest przytłaczająca itp. Ja byłam bardzo tolerancyjna, wiele potrafię zrozumieć i dać spokój ze swoimi gadkami na temat uczuć wtedy, gdy widzę, że tylko pogorszę jego samopoczucie.

Do jasnej cholery, czuję się więźniem we własnym mieszkaniu. Przyjechałam do miasta dla Niego, zmieniłam uczelnię tylko po to by być bliżej Niego. Poświęciłam karierę, kontaktu z przyjaciółmi dla Niego. Co dostałam w zamian? Wydaję mi się, że nic.

Jeśli nawet podejmuję owy temat, to on wjeżdża mi na psychikę, że przecież jak byłam bezrobotna do przynosił pieniądze do domu, że mogę poprosić o wszystko co chcę żeby mi kupił, ale ja nie chcę rzeczy materialnych, sama się teraz utrzymuję, mam dość dobrą pracę, która co prawda nie daje mi satysfakcji, ale roboty w zawodzie nie mogę w moim mieście znaleźć. Czasem czuję jakby znęcał się nade mną psychicznie, ale jest to chyba spowodowane brakiem zrozumienia z jego strony.

On nie rozumie, że potrzebuję ciepła, zbliżenia i pomocy w wykonywaniu obowiązków domowych, bo pracuję do późniejszych godzin niż on.

Czy można liczyć na zmiany?

No właśnie, od dłuższego czasu zastanawiam się, czy istnieje odpowiedź na powyższe pytanie.
Do zmian potrzeba zaangażowania obu osób a nie tylko jednej.

Zapewne każda partnerka lub partner asa próbował wielu rzeczy, aby zmienić swoje położenie.
W przypadku gdy to kobieta jest tą "aktywną" osobą na pewno zastosowane było:
- kupienie kuszącej bielizny i innych akcesoriów związanych z erotyką
- robienie nastroju
- gotowanie, przemycając afrodyzjaki
- długie rozmowy na dany temat
- szantaż odejściem od pratnera
- prośba o pójście do specjalisty (z różnym skutkiem, to zależy od poziomu "dumy" partnera)
- próba wzbudzenia zazdrości

Zmiany, zmiany, zmiany... Tylko, że osoba aseksualna wcale nie chce zmian, bo i dlaczego miałaby ich pożądać, skoro ona nie widzi w danej sytuacji niczego złego.

Asy dość często angażują się bardzo emocjonalnie w związki, tylko nie odczuwają przy tym pociągu seksualnego. Może nie warto na siłę próbować zmieniać partnera, skoro nawet gdy dojdzie do zbliżenia as, nie odczuje przyjemności. W takim wypadku osoba aseksualna jakoby "oszukuje" partnera i sama siebie.

Najbardziej śmieszy mnie, gdy mój mąż mówi o dzieciach. Chciałby je mieć, ale nie mogę się na razie na to zdecydować, bo nie jestem w pełni przekonana do tego czy będę w stanie żyć do końca z osobą aseksualną. Gdyby pojawiło się w naszym życiu dziecko to bałabym się odejść od męża ze względu na dobro dziecka.

Teraz mamy kota i traktuję go jak swoje dzieciątko. Wczoraj mąż mi powiedział, że jeżeli będę chciała rozwodu (z wiadomych przyczyn) o mogę zapomnieć, że on mi kota odda. Wiem to może wydawać się głupie, ale ja naprawdę kocham tego brzdąca i tym trudniej podjąć mi jakąkolwiek decyzję.

Dodatkowo, boję się, że gdybym zdecydowała się na jedną z najwiekszych zmian w moim zyciu, tj. rozwód to nie wiem czy byłabym w stanie znaleźć kogos w sowim życiu kto by mnie poprostu kochał i wspierał. Przytłacza mnie również myśl, że jeśli nic nie zrobię ze swoim życiem to w końcu dojdę na sam kres... Tak nie da się egzystować. Marzeń i wyobraźni nie wystarcza aby pokryć moje wszystkie potrzeby.


Boję się zostać sama, zwłaszcza, że mój mąż to dobry człowiek. Nigdy mi fizycznej krzywdy nie zrobił. Jest asem i osobą trochę aspołeczną, ale nie jest złą osobą. Co jeśli zdecyduję się odejść a nikt nie będzie mnie chciał...

Ostatnio zauważyłam, że już nie czuję się komfortowo gdy mąż mnie przytula, dotyka mojej dłoni itp. Stałam się oschła, wypłukana z uczuć. Może to dlatego, że przez 4 lata bardzo się starałam zwrócić na siebie jego uwagę, a gdy to nie następowało to oddaliłam się bardzo. Nie wiem tez czy zależy mi na ratowaniu tego związku. Nie byliśmy blisko już tyle czasu...

Zagubiłam się w swoich uczuciach. Życie z aseksualnym mężczyzną jest na prawdę trudne.